sobota, 25 stycznia 2014

BANALMADENA - KRÓTKI FOTOREPORTAŻ

Z Motril popłynęliśmy nie do Malagi, jak wynikało z pierwotnego planu kapitana, ale do Benalmadeny. W Małym porcie jachtowym w Maladze nie było już dla nas miejsca. Okazało się, następnego dnia, że marina w Benalmadenie to jeden z najpiękniejszych portów na hiszpańskim wybrzeżu.



Ta trasa była tym razem dłuższa niż zwykle. Światła Benalmadeny zobaczyliśmy dopiero po zachodzie słońca. Główki portu jachtowego powinny być widoczne co najmniej z kilku mil, ale jaskrawe światła miasta utrudniały nawigację. 
W precyzyjnym wejściu do portu pomogły nam małe wycieczkowe stateczki obwieszone lampkami bajecznie kolorowymi i migającymi na wantach i relingach, wchodzące i wychodzące co chwilę z portu. Roześmianych rozbawionych pasażerów słychać było z daleka.
Noc szybko zapadała. Przycumowaliśmy blisko kapitanatu i tu pozostaliśmy do rana. Rano budziły nas papugi hałaśliwie kłócące się o zacienione miejsca w koronach pobliskich palm.




Benalmadena to wspaniałe miejsce na dłuższy wypoczynek. Ciągnące się kilometrami piaszczyste plaże, do których przykleiły się setki restauracyjek i barów serwujących wszystkie dania świata. Każda nacja znajdzie tu coś smacznego dla siebie. Zarówno Anglik szukający sakramentalnej ryby z frytkami, ostro skropionej octem spirytusowym, Azjata szukający tradycyjnej zupy krewetkowej, czy Niemiec, amator kiełbasek z kapustą. Jednak wyjątkowym powodzeniem u wszystkich cieszą się tu pieczone na węglu drzewnym sardynki. Pełno wzdłuż plaży takich miejsc gdzie srebrzą się nadziane na kije sardynki umieszczone na specjalnych paleniskach z żarem z węgla drzewnego. Ostawiają się po nie długie kolejki. Porcja 6 sztuk kosztuje 5 euro.



Wewnątrz portu na sztucznych wyspach wybudowane są apartamentowce z podziemnymi parkingami dla samochodów i prywatnymi kejami dla jachtów. Z tarasu apartamentu wskakujemy na jacht i wypływamy po chwili na pełne morze. Prawdziwa bajka dla lubiących komfort.





Kolejna atrakcją, do której zdążyliśmy się już przyzwyczaić płynąc od portu do portu wzdłuż hiszpańskiego wybrzeża, to obfitość drobnej galanterii najlepszych światowych marek ( kto to wie, kto to wie?) oferowanej wprost na plaży przez ciemnoskórych najczęściej przybyszów z za morza, chociaż przyznać trzeba, że dobrze już tutaj zadomowionych i wpisanych w tutejszy koloryt.












A to my na tle wejścia do portu jachtowego w Benalmadenie.
Załogę opuścił już Jasio, który z lotniska w Maladze poleciał do Polski. Część wakacji spędzi w starym kraju ze swoja dziewczyną i przyjaciółmi z Poznania i dziadkami (chyba wymieniłem wszystkich w dobrej kolejności?).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękujemy za opinię i komentarz!